Była tak zrozpaczona, że poprosiłaby o pomoc

Zrobiłam krok w lewo, ale dziwny typ nadal blokował mi przejście, więc w końcu byłam zmuszona na niego spojrzeć. Ciemnowłosy wampir przeciętnego wzrostu z szaro-zielonymi oczami i długim kruczym nosem. Na skroniach bieliły się pasemka, zaplecione w warkoczyki. Nie robił na mnie dobrego wrażenia, które psuła chamska czapka i czarna toga ze srebrnymi klinami. Wyglądał w niej jak dajn, wygłaszający pogrzebową mowę, zafascynowany swoją pracą i wspaniałym uczuciem, jakby miał teraz zaśpiewać. Lereena zdążyła przejść połowę odległości od świątyni do końca placu, ale nagle potrząsnęła głową, zatrzymała się i lekko się odwróciwszy, królewskim gestem wskazała na mnie i Orsanę: - Ach tak, zabijcie te dziewczyny. – I przepraszająco dopowiedziała: - To nic osobistego, wiedźmo. Po prostu chcę być pewna, że tajemnice kręgu nie wyjdą poza dolinę, a ludziom niestety nie można ufać. Tłum radośnie się ożywił, zbliżając się do nas i ze świszczącym szelestem obnażając miecze. Mimo niedawnych samobójczych myśli, jestem teraz stanowczy przeciwna ich wykonaniu, jeszcze takim sposobem. Kiedy zechcę, wtedy umrę, bez żadnej pomocy - najpierw testament napiszę i list pożegnalny, umyję się i przebiorę. I pewnie zdążę się jeszcze dziesięć razy rozmyślić! Patrząc na “gnomich żołnierzy” (by translator of „aspidow”) odechciało mi się umierać. Nie zauważyłam ani jednego gworda, narodowej i ulubionej broni wampirów, która oprócz krwiopijców nikt nie władał. Wychodzi na to, że okrążyli nas łożniacy, a poddanie się bez walki mordercom Lena, równało by się zdradzie wobec niego. Nigdy niech tego ode mnie nie oczekują! Orsana również nie zamierzała błagać o litość. Najemniczka milcząco przysunęła się do mnie, sięgając ręką do miecza znajdującego się na jej plecach. Westchnęłam głęboko, przygotowując się walczyć do końca, ale przed nami w ochronnym geście stanął Rolar. - Tylko je dotknij,- cicho, ale wyraziście powiedział. Z jakiegoś dziwnego powodu Lereena, drgnąwszy, wydała rozkaz odwrotu łożniakom, którzy z jawnym niezadowoleniem podporządkowali się jej. Spełniły się moje najgorsze obawy – albo ktoś podszywa się pod Władczynię albo zwerbowali ją do swojej szajki, bo inaczej by się jej w ogóle nie posłuchali. - Rolar, Rolar, - z udanym współczuciem pokiwała głową Władczyni. – Nigdy nie potrafiłeś być lojalnym poddanym. Wygłosiliśmy ci publiczną mowę i wypędziliśmy poza granicę Arlissu, ale nauka poszła w las i znowu kwestionujesz moje polecenia. - Kiedy one są niesprawiedliwe,- stwierdził Rolar, bezczelnie wytrzymując spojrzenie lodowatych oczu. - Polecenia Władczyni NIE MOGĄ być niesprawiedliwe,- podniosła głos Lereena. -- Pora to zapamiętać. - Prawdziwej Władczyni - możliwe - odparował Rolar. – Znasz mnie, Lereeno: jeśli z głów tych dziewczyn spadnie choć jeden włos - gorzko tego pożałujesz, obiecuję. - Grozisz mi?! – ze zdziwieniem w oczach zapytała Lereena, oglądając się po bokach w poszukiwaniu moralnego poparcia. – Wiesz, co ci teraz zrobię?! - Zabijcie go razem z nimi,- świszczącym szeptem poradził nieprzyjemny typ w todze, malejąc w moich oczach ostatecznie. Rolar i Lereena, zszokowani tak oryginalną radę, dziko popatrzyli się na mężczyznę . - Mnie?! - Jego ?! - A to co za ghyr? - zażądał wyjaśnień Rolar. -- Pierwszy raz go widzę, a popatrz tylko – nie różni się wcale charakterem - To mój nowy doradca,- ogłosiła wyzywająco Lereena. – Wysokie miejsca nigdy nie bywają puste! - Nie żeby ktoś chciał. Za takie rady uduszę go gołymi rękami! http://www.restoria.com.pl naprawdę jest cholernie miłe z jego strony. Dlatego kiedy powiedział mi o tym, że jego plany weekendowe nie wypaliły... - W porządku - poddała się Lizzie. - Na pewno? - Na pewno. Rozpływał się potem z wdzięczności, przyniósł jej róże od Moysesa Stevensa, Gilly posłał bukiet z przeprosinami za popsute plany i nawet Sophie dostała od niego bukiecik miniaturowych różyczek na osłodę w chorobie. Lizzie była zła na siebie, że te wszystkie gesty nie robią na niej wrażenia, ale pewnie Gilly i Sophie będą uszczęśliwione, poza tym

- Co „w porządku"? Nic nie jest w porządku! - Tony odsłonił zaczerwienione policzki. - W ogóle nie rozumiem, dlaczego siedzi pan tutaj i zadaje mi te głupie pytania zamiast ścigać skurwiela, który jej to zrobił! - Mnóstwo ludzi już się tym zajmuje - rzekł Sprawdź a drugą podciągnąl jej koszulę. Potem wsunął jej kolano między uda i podniósł prawą rękę. - Tatusiu, co ty wyprawiasz?! Głos Jacka zmroził ich oboje. Christopher puścił ręce Lizzie, zwlókł się z łóżka i podniósł szlafrok z podłogi. - Wszystko w porządku - rzekł. Lizzie wciąż czuła ból, poza tym była roztrzęsiona i kręciło się jej w głowie, ale na widok syna, siedzącego na wózku w drzwiach sypialni, z rozszerzonymi ze zgrozy oczami, omal nie pękło jej serce. Ostatkiem sił próbowała usiąść i opuścić koszulę.