jednym z oparć. - Czego chcesz?

- Jak mogłabym zapomniec? - Nie mo¿esz - powiedział z krzywym, złosliwym usmieszkiem. -Bo gdy tylko stad wyjde, zabierzemy małego i Cissy i wyjedziemy do Oregonu. Zamieszkamy tam razem i zostawimy to wszystko za soba. Mama te¿ bedzie mogła z nami pojechac, jesli zechce, ale zało¿e sie, ¿e nie zechce. - Myslałam, ¿e jestes na mnie zły. - Kylie starała sie zapanowac nad emocjami. - Byłem. Ale przemyslałem sobie wiele rzeczy i sadze, ¿e mo¿e... nie, ¿e na pewno razem stworzymy sobie wspaniałe ¿ycie. - Miałes operacje, a potem byłes nieprzytomny. Chyba nie miałes zbyt du¿o czasu na przemyslenia. - Wcale nie potrzebowałem du¿o czasu - mrugnał do niej, a Kylie zadr¿ała pod jego spojrzeniem. - Nie lubie sie przyznawac do błedów, ale musze ci powiedziec, ¿e sie myliłem, mówiac, ¿e jestes gorsza od Marli. Wiedziałem, ¿e jestes inna. Obserwowałem cie z Cissy i z małym... i kiedy byłas ze mna i... i... - Naprawde? - Kylie pragneła z całego serca, aby tak http://www.serwismedyczny.com.pl Nick pchnał drzwi i wszedł do mrocznego pokoju, gdzie jakas kobieta - Marla, jak sadził - le¿ała na szpitalnym łó¿ku. Była sama. Alex jeszcze nie przyszedł, ale Nick pojawił sie tu kilka minut przed wyznaczona godzina. Była to dosc typowa sala szpitalna. W wypolerowanych metalowych poreczach łó¿ka odbijało sie mdłe swiatło lampy przymocowanej do sufitu. Ze stojacej u wezgłowia kroplówki w ¿yłe Marli saczyła sie glukoza i Bóg wie co jeszcze. Wszedzie stały bukiety cietych kwiatów, pudełka z czekoladkami i rosliny w doniczkach, wprowadzajac troche koloru w monotonne, białe otoczenie. Z wiklinowego koszyka, ozdobionego wielka, pomaranczowa kokarda, wysypywały sie niemal kartki z ¿yczeniami powrotu do zdrowia. Opuszczone

- Có¿, dobrze. Marla sie zmieniła - przyznał Alex, wciskajac samochodowa zapalniczke, kiedy zatrzymali sie na czerwonym swietle i z obu stron ulicy wylał sie na jezdnie strumien ludzi. - Dopiero co urodziła drugie dziecko, a kilka dni pózniej ledwo uszła z ¿yciem z okropnego wypadku, w którym zgineły jej przyjaciółka i druga, zupełnie obca osoba. Sprawdź powinienem był zmusić ją do jakiejś terapii... do diabła, mogłem jej dać ten cholerny rozwód. Tymczasem ona... - ...popełniła samobójstwo - dokończyła za niego Shelby. Mdliło ją i skręcało z bólu na myśl o wszystkich plotkach, których musiała wysłuchiwać w dzieciństwie. - Powiedziałeś, że to był wypadek, a doktor Pritchart zgodził się tak to zakwalifikować. - Wstała i podeszła do ojca. - Dla mnie wersja była taka: mama za dużo wypiła podczas przyjęcia, poczuła się niedobrze i zażyła nie te lekarstwa co było trzeba, tabletki nasenne zamiast przeciwbólowych, i to całą garść... ale zawsze pozostawało pytanie, czy zrobiła to rozmyślnie, czy przypadkowo. - Nie zrobiła tego celowo - upierał się sędzia, patrząc Shelby w oczy. - Twoja matka nie popełniła samobójstwa. Nie zostawiła żadnej notatki, żadnego listu pożegnalnego. Po prostu się pomyliła. - Zesztywniał mu kręgosłup, więc podniósł się i wyprostował; na oczach Shelby zmienił się ze słabego starca z poczuciem winy w silnego, pełnego determinacji i zdolnego manipulować ludźmi sukinsyna, który kiedyś ją spłodził. - To nie ona pierwsza popełniła błąd, prawda? - rzuciła Shelby. Nie mogła się pozbierać, czuła się osierocona. Sama. Pozbawiona matki. - A w ogóle to dlaczego miałabym ci wierzyć? Całe moje życie bezczelnie mnie okłamywałeś. - Pamiętała, że w pokoju jest też Katrina, wiedziała, że nie powinna mówić zbyt wiele, nie mogła jednak się