zimną krwią.

wszystkie informacje, jakich potrzebuje. Spora czesc tej ciagle rozsypanej układanki, jaka jest jej ¿ycie. - Moge zobaczyc? - spytała. - Co? - zapytał doktor Robertson. - Moje dokumenty. - To tylko informacje medyczne - odparł Robertson uprzejmie, ale w jego tonie było cos... jakby traktował ja protekcjonalnie... o Bo¿e, dlaczego tak bardzo chce jej sie spac? - O mnie - powiedziała, wyciagajac reke. - To moje dokumenty, tak? - Nie masz dosc na dzisiaj? - wtracił Alex i wskazał dłonia lekarzowi, ¿eby odło¿ył segregator na bok. - Ale chce wiedziec... - Innym razem, dobrze? - W głosie Aleksa było cos, co natychmiast doprowadziło ja do szału. - Jest ju¿ bardzo pózno. Powinnas wrócic do domu i pójsc spac. Sama tak powiedziałas. - Sama wiem, co powinnam - powiedziała, wstajac z kozetki. - Powinnam dowiedziec sie wiecej o sobie samej. O tobie. O naszej rodzinie. To ju¿ sie zaczeło, Alex. Zaczełam http://www.stomatologia-krakow.net.pl - Na chwilę umilkła i obrzuciła Shelby uważnych spojrzeniem. - Czy pani nie jest córką sędziego Cole’a? Shelby? Pamiętam cię... o rety, ależ ty jesteś podobna do swojej matki, niech odpoczywa w spokoju. - Tak. Dziękuję. - A więc to tak będzie. Wszyscy w Bad Luck będą ją rozpoznawali. - Szkoda jej. No wiesz, kochanie - powiedziała recepcjonistka, nagle największa przyjaciółka Shelby - ona była cudowną kobietą. - Tak, wiem. Pamiętam. - Jak się miewa twój ojciec? Już dawno go nie widziałam. - Dobrze. Hm, wszystko u niego w porządku. - Od jak dawna jesteś w mieście? - Jakiś czas - odparła Shelby wymijająco, pamiętając, że w małej mieścinie wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. - Dokładnie nie pamiętam. Uświadomiła sobie, że jej poszukiwania prowadzą donikąd, i nie chcąc odpowiadać na dalsze pytania, podziękowała recepcjonistce, zeszła po schodach na dół i stanowczym ruchem otworzyła frontowe drzwi.

sekretarka poinformowała ja obojetnie, ¿e pan Amhurst ma spotkania przez cały dzien i jest zbyt zajety, aby sie z nia spotkac. - W takim razie zaczekam - powiedziała Kylie i usiadła w jednym z foteli stojacych w holu, z udawanym zainteresowanie przegladajac „Wall Street Journal”. Na skórzanych kanapach Sprawdź - To kompletny brak szacunku. Zupełnie nie na miejscu - powiedziała, ale rozesmiała sie, schodzac po schodach. - Chciałem tylko poprawic ci nastrój. - W porzadku, wiec jestes zabawny. Wyło¿ona kamieniami scie¿ka ruszyli w strone zabudowan na tyłach koscioła, gdzie, zgodnie z napisem na metalowej tabliczce, znajdowało sie biuro. Nick zapukał, po czym przekrecił gałke. Drzwi ani drgneły. - Pasmo sukcesów - rzucił ironicznie. W tej samej chwili usłyszeli odgłos ruszajacego za kosciołem samochodu. Opony głosno zapiszczały na asfalcie. - Nie wydaje ci sie, ¿e udało nam sie kogos spłoszyc? - spytał, biegnac w tamta strone. Marla z trudem dotrzymywała mu kroku. Okra¿yli kosciół