- Pozwoli pani, że zadam jej pytanie. Jak można zniszczyć drugiego człowieka?

okazać mu miłość. Taką, jakiej nigdy nie zaznał. - Och, mój drogi - szepnęła. - Nie dbam o twoją przeszłość. Pragnę tylko, żebyś wybaczył sobie samemu. - Nie mogę, dopóki ty mi nie wybaczysz. - Nie będę przebaczać ani też odmawiać przebaczenia. Nie zrozumiałeś mnie. I wcale mnie nie znasz. Spojrzał na nią tak, jakby nie mógł uwierzyć w to, co teraz usłyszał. - Przecież zawsze postępowałeś jak ktoś dobry. Wolałeś poświęcić siebie i swoją dumę, niż wziąć pieniądze od Lizzie. Tobie naprawdę zależy na ludziach, Alec! Dlatego właśnie jesteś takim wspaniałym człowiekiem. - Nie rozumiem, co mówisz. - Czy Lizzie ci przebaczyła? - Tak. Żyje teraz szczęśliwie z Devem. - A twoja rodzina? - Oczywiście, oni też. Oni... - urwał nagle, jakby po raz pierwszy to do niego dotarło. - Oni... mnie kochają. Uśmiechnęła się do niego, choć wargi jej drżały. - A widzisz? Przecież starasz się wszystko robić najlepiej, jak możesz. Dlaczego więc wciąż karzesz siebie samego? Nie odpowiedział. http://www.studium-medyczne.net.pl/media/ - Parthenio! - zdumiał się Westland. Parthenia wyjęła z kieszeni złożoną na czworo ostatnią stronę listu Becky, rozprostowała ją i podała Nieludowowi. - Wolałam raczej nie pokazywać ci tej strony, papo. - A to dlaczego? - Obawiałam się, że nie zechciałbyś dać wiary listowi panny Ward, gdybyś wiedział, że lord Alec ma z tym coś wspólnego. - A więc hrabia Lieven ma więcej racji, niż sądziłem! Owszem, musimy jej zapewnić bezpieczeństwo, jeśli chroni ją jedynie ten zbereźnik! Ale jak zdołamy ocalić ją przed Kurkowem? - Nieludow i ja wezwaliśmy już na pomoc najbliższy garnizon wojskowy - wtrącił pospiesznie Lieven. - Kompania brytyjskich dragonów z Brighton zgodziła się pomóc nam w zatrzymaniu Kurkowa i jego ludzi. Mają tu być lada chwila. - Książę jest w tej chwili na statku regenta - wyjaśnił Westland.

wiedziała, co powiedziałaby w takim wypadku pani Whithorn. Człowiek, któremu tak sprzyja szczęście, musi mieć konszachty z diabłem! Alec uniósł brwi i spojrzał na nią, jakby chciał powiedzieć: „A nie mówiłem?” Becky stłumiła chęć przeżegnania się, gdy rzuciła okiem na jego karty. - Może... może teraz sobie pójdziemy? - Żartujesz. Sprawdź tak zaciekle grasz w karty. - Wsparła podbródek na złożonym wachlarzu - Chciałeś się zabawić, a teraz musisz płacić za igraszki? - Obawiam się, że tak. - Niebywałe! Największy rozpustnik Londynu zostanie tatusiem! A zatem trzeba ci pieniędzy? Ile? Może będę mogła pomóc? - Nie potrzebuję twojej pomocy, tylko milczenia. - A to dlaczego? - Ta młoda dama ma sporo krewnych, którzy mogliby mi zaleźć za skórę, gdyby się dowiedzieli, że spałem z nią, nim się zaręczyliśmy. Byłoby mi nie na rękę, gdybym musiał któregoś z nich posłać w zaświaty. - Owszem, nie wypada zabijać powinowatych, nawet dla własnej satysfakcji. - Właśnie. - Przezwyciężając odrazę, ucałował końce jej palców. - Wiedziałem, że mnie zrozumiesz.