Nawet laska się uratowała, choć nie można tego powiedzieć o marynarce i butach –

Także w sklepie spożywczym nie było klientów. Bentz kupił butelkę pepsi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dwóch nastolatków z długimi włosami, w spodniach z krokiem na wysokości kolan, buszowało w dziale ze słodyczami i zerkało co chwila na ładną kasjerkę. Zabiegana młoda matka z dzieckiem na ręku, marszcząc czoło, oglądała pieluszki jednorazowe i krzywiła się na widok ceny. Tylko zwyczajni klienci. Ani śladu Jennifer. Oczywiście. Na zewnątrz miniaturowego centrum handlowego dwaj młodzi mężczyźni palili koło kontenera na śmieci. Nic ciekawego. Bentz sączył colę i zastanawiał się, po co w ogóle tu przyjechał. Czego się dowiedział, jeśli w ogóle czegokolwiek? Że jest naiwnym dupkiem, który rusza w pogoń za cieniem. Wsiadł do samochodu, zły na siebie, że nie miał dość przytomności umysłu, by sfotografować kobietę, którą ścigał; nawet niewyraźne zdjęcie aparatem telefonicznym okazałoby się pomocne. Przekręcił kluczyk w stacyjce i spojrzał na pusty parking, na miejsce po srebrnym chevrolecie. Coś w tym samochodzie mu nie pasowało. Instynkt policjanta działał na pełnych obrotach, jak zawsze, gdy wyczuwał anomalię; coś było nie tak, jak powinno. Usiłował przypomnieć sobie o nim jak najwięcej szczegółów. Impala, model mniej więcej http://www.telemed.org.pl ramiona. – A potem, po rozmowie w cztery oczy, pojadę z tobą na policję. Ale jeśli teraz zawieziesz mnie na posterunek, zasłonię się prawnikiem i niczego się nie dowiesz. Nie podobało mu się to, nie ufał jej. – O nie. – Wyjął komórkę z kieszeni. – Dzwonię na policję. Mój kumpel z wydziału zabójstw bardzo chce z tobą pogadać. – Niech gada, ile chce, i tak nic mu nie powiem. Nie dzwoń, RJ, bo nigdy się nie dowiesz. – Uśmiechnęła się jak Jennifer i spojrzała na komórkę. – Nigdy nie poznasz prawdy. I to cię zabije. Boże drogi, wiedziała, jak nim manipulować. Jak zawsze. Zgodził się niechętnie; jakkolwiek by było, ma broń. Nie ucieknie mu. Co jednak nie znaczy, że się nie denerwował, że nie słyszał ponaglającego wewnętrznego głosu, który wyzywał mu od idiotów.

śniadanie zje na mieście. Kafejki na Colorado Avenue to dobry punkt startowy. Potem zajmie się szukaniem kobiet z listy. Najpierw – Shany McIntyre. Wczorajsze surfowanie po sieci zdradziło, że zmieniała nazwisko kilkakrotnie. Z domu Wynn, po raz pierwszy wyszła za mąż za George’a Philpota. Po rozwodzie był kolejny ślub i nowy maż – Hamilton Flavel, a teraz była panią Lelandową McIntyre. Bentz znał ten typ seryjnej żony. Wczoraj zdobył numer i zadzwonił, ale powitał go jej wyniosły głos na sekretarce Sprawdź – Daruj sobie, Valdez. To już koniec. Nagle w oczach chłopaka pojawił się błysk zrozumienia. – Mówię poważnie – dodał Bentz. – Ty? – zapytał, krzywiąc się z niesmakiem. Wreszcie dodał dwa do dwóch i skojarzył nazwisko Bentza. – Mam zaufać tobie? Zabójcy mojego brata? – Radzę ci, bo inaczej zaciągnę cię do więzienia, i to zanim się obejrzysz. – Nie mam ci nic dopowiedzenia. – Świetnie. Załatwimy to na posterunku. – Bentz ciągnął go w stronę samochodu. Pomyślał, że poprosi o pomoc strażnika przy parkingu. Odeszli od Sydney Hall. Chłopak usiłował się wyrwać, szarpał się tak mocno, że Bentz z trudem go zatrzymał. – Słuchaj, nie myśl, że się wymigasz – warknął Bentz. – Ze mną nie ma żartów. – Daj mi spokój, dupku!