pokoju hotelowego Dave’a Duncana, myślałam, że przywita mnie trup Lucasa. Ale okazało

Jego twarz w połowie już skonała, myśli i na wszelki wypadek układa w głowie precyzyjny rysopis: siwizna zmieniła go w starca, choć pewnie dopiero co skończył czterdzieści lat. Pociągła twarz o regularnych niegdyś rysach, wąsy, które zasłaniają górną wargę, chaotyczna broda. Szpeci go tylko blizna – szerokim duktem tnie lewą brew 74/86 i orząc policzek, znika w mierzwie siwej szczeciny. Lang nie może wiedzieć, że to pamiątka po cięciu kozackiej szabli. To ono odpowiada za połowiczny zanik uśmiechu i oznak innych emocji na twarzy Podhoreckiego. Ale najdziwniejsze są jego oczy, wyglądające spod krzaczastych brwi, głęboko osadzone i jakby przesłonięte woalem. Nawet kiedy Podhorecki patrzy na rozmówcę, nie wiadomo, czy spojrzenie dosięga jego twarzy, czy też http://www.telemed.org.pl/media/ Pątniczka westchnęła i – nie wiedzieć czemu – przeżegnała się. – Proszę pisać: „Wdowa Polina Andriejewna Lisicyna, dziedziczna szlachcianka guberni moskiewskiej”. Notatki z podróży Skoro już bohaterka naszej opowieści, zrzuciwszy habit, przybrała sobie nowe imię, my też będziemy odtąd tak ją nazywać z szacunku dla godności zakonnej i dla uniknięcia świętokradczej dwuznaczności. Szlachcianka to szlachcianka, Lisicyna to Lisicyna, w końcu – ona wie lepiej. Tym bardziej że – jak wszystko wskazuje – w swoim nowym wcieleniu córa duchowa zawołżskiego arcypasterza czuła się nie gorzej niż w poprzednim. Nietrudno było zauważyć, że podróż wcale jej nie nuży, tylko przeciwnie – sprawia przyjemność i zadowolenie. Jadąc pociągiem, młoda dama życzliwie popatrywała przez okno na opustoszałe niwy i jesienne lasy, które jeszcze nie w pełni zrzuciły pożegnalny strój. W agencji turystycznej, jako

– Aleksy! – krzyknął policmajster. – Lentoczkin! Stój pan! Ale gdzie tam! Zachwiały się czerwone, lśniące liście, rozległ się lekki szelest uciekających nóg. – Doktorze, pan w lewo, ja w prawo! – zakomenderował Lagrange i rzucił się w pogoń. Potknął się o jakąś grubą, wijącą się po ziemi łodygę i gruchnął płasko na ziemię. I to właśnie pomogło. Patrząc z dołu, pan Feliks zobaczył koniec stopy, wyzierający zza Sprawdź kolei przeszukiwać klasy. Od lewej wprawo. Cicho, spokojnie, z zachowaniem największej ostrożności. Oparła się plecami o ścianę, wcisnęła głowę w ramiona, jakby to czyniło ją trudniejszym celem, i z wyciągniętą bronią ruszyła przed siebie. Spokojnie. Jesteś profesjonalistką. Musisz wykonać zadanie. Najtrudniej było zacząć. Szybę, przez którą próbowała zajrzeć do pierwszej z brzegu sali, oklej ono tyloma króliczkami i tulipanami, że wnętrze było zupełnie niewidoczne. A w dodatku, tak jak i we wszystkich pozostałych klasach, ktoś zgasił światło. Lewą ręką powoli nacisnęła klamkę. Przykucnąwszy, pchnęła drzwi. Długie, szare cienie w najdalszych kątach. Oślepiające słońce prosto w oczy. Przetoczyła się przez próg i uniosła glocka do strzału. Jedna strona, druga. Obrót w tył, do przodu. Ani żywego ducha. Klasa była pusta. Rainie włączyła światło i zostawiła drzwi otwarte na oścież. Trzeba iść dalej.