przysięgał, że został wrobiony, i to przez sędziego.

Tymczasem Shelby nie próżnowała. Skontaktowała się ze swoim biurem w Seattle i dopilnowała, żeby jej nieobecność nie odbiła się na klientach. Agent, który ją zastępował, spisywał się świetnie i jej nie ponaglał „nie śpiesz się, bo wszystko jest pod kontrolą”. Shelby mu ufała. Zadzwoniła również do Lydii i dowiedziała się, że w końcu skontaktował się z nią Ben Levinson, ale kiedy wykręciła do niego numer podany przez gosposię, zgłosiła się elektroniczna sekretarka. Sfrustrowana nagrała się, podając numer w swoim hotelu, a potem poszła do biblioteki, gdzie przejrzała stare wycinki prasowe na mikrofilmach. Starała się przeczytać wszystko o rozprawie Rossa McCalluma. Nie mogła się uwolnić od myśli, że to jego wyjście z więzienia skłoniło kogoś do napisania anonimowego listu i wysłania jej zdjęcia Elizabeth. Ale kogo? I w jakim celu? I gdzie, na miłość boską, jest Elizabeth? Shelby znowu poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku - doświadczała go zawsze, ilekroć myślała o swojej córce i o tym, że nie potrafi jej odszukać. Była tak zdesperowana, że zadzwoniła nawet do Smitha. Miała nadzieję, że Nevada pozostaje w kontakcie z Levinsonem albo czegoś się dowiedział, ale on również był nieuchwytny. Nie zostawiła mu wiadomości, ponieważ zamierzała szybko wrócić do Bad Luck. Postanowiła, że wtedy go odwiedzi. Żeby porozmawiać z prawnikiem ojca, uciekła się do mniej uczciwych metod. Podsłuchała, jak jego sekretarka zamawia dla niego stolik na lunch w restauracji na River Walk, zaledwie kilka lokali dalej od tej zacienionej kafejki, i postanowiła go zaczepić. Usadowiła się w takim miejscu, żeby widzieć wejście do restauracji, w której Findley umówił się ze swoim klientem. Czekając, wypiła trzy szklanki lemoniady. Findley miał się spotkać z klientem o pierwszej. Dochodziła trzecia. Shelby ponownie zerknęła na zegarek, zamieszała lemoniadę w szklance i obserwowała frontowe drzwi lokalu. Minęło kolejne dziesięć minut i pomyślała, że zaraz zwariuje. Stolik obok niej był pusty przez kilka minut. Potem usiadła przy nim kolejna para, http://www.wpstom.pl/media/ - I to cholernie mnie przeraża. - Dlaczego? - Ponieważ nie mogę się angażować w związek z tobą, Shelby. - Ty już się zaangażowałeś. Gdzieś w górze ptak zatrzepotał skrzydłami, a w liściach żywodębów zaszumiał wiatr. Nevada pocałował Shelby w czoło i poczuła, że jego ciało drży. - Ty i ja... - Nie mów tego. - Położyła palec na jego ustach. - Nie mów, że jesteśmy z innych światów albo czegoś równie oklepanego - szepnęła. - Ja wiem. To nie ma znaczenia. - Ależ ma znaczenie. - Poruszył ustami, które przykrywała palcem, i polizał jej skórę, budząc w niej dreszcze. Wodziła palcem po jego wargach i usłyszała wydobywający się gdzieś z głębi jęk. Opuszkiem wywierała lekki nacisk, aż rozchylił usta, otoczył językiem jej palec i zaczął go delikatnie ssać. Shelby zadrżała, czując, jak wrze w niej krew. Miała wrażenie, że w jej ciele szaleje ogień. Chciała go całować,

Kiwnał głowa, zachecajac Aleksa, ¿eby mówił dalej. Pociagnał kolejny łyk piwa, co jednak nie pomogło mu przestac myslec o Marli. Krople deszczu sciekały mu z nosa. Pomyslał, ¿e mogliby usiasc w samochodzie, ale nie zaproponował tego. - Jesli Marla z tego wyjdzie, istnieje Sprawdź naga, jakby nic na sobie nie miała. Alex obrzucił ja szybkim spojrzeniem, ale tego nie skomentował. - Oboje spia. - To dobrze. - Marla czuła sie okropnie za¿enowana. - Potrzebujesz czegos? - Nie, nie sadze. - Chciała tylko, ¿eby ju¿ wyszedł. Natychmiast. - Powiem Tomowi o lekach. Dopilnuje, ¿ebys dostawała je na czas. Marla potrzasneła głowa. - Nie trudz go, mysle, ¿e sama dam sobie z tym rade. Zostaw tu te tabletki. Mo¿esz mi wierzyc, kiedy znowu poczuje ból, sama je wezme. Spokój Aleksa zniknał. Spojrzał na nia ostro, zirytowany.