Wstał, przeciągnął się. Miał już po dziurki w nosie ciasnego, dusznego pokoju

młodszy i silniejszy. I nie miał oporów, by mu o tym przypominać. Idąc, niemal kołysał biodrami. Brylant w jego uchu rozbłysł w słońcu. Dobrze, że nie miał na sobie, jak zwykle, czarnej skórzanej kurtki, tylko białą koszulkę i dżinsy. W tym też wyglądał świetnie. Bentza strasznie to zdenerwowało. – O1ivia w pracy? Skinął głową. – Wraca za kilka godzin. Jego żona kilka godzin w tygodniu pracowała w newage’owym sklepie z upominkami niedaleko placu Jacksona, który przetrzymał niszczycielski huragan Katrina. Jakiś czas temu skończyła psychologię i zastanawiała się nad otwarciem własnego gabinetu, ale jeszcze nie do końca była zdecydowała. Bentz podejrzewał, że po prostu brakuje jej tętniącej życiem Dzielnicy Francuskiej. Montoya znalazł jego komórkę koło wielkiej donicy, z której spływały białoróżowe petunie. – Tego szukałeś? – Otrzepał telefon z kurzu i podał Bentzowi. – Dzięki – syknął Bentz i wcisnął cholerny aparat do kieszeni. – Złe wieści? – Montoya nagle spoważniał. – Jaskiel uważa, że nie nadaję się do czynnej służby. – Bo się nie nadajesz. Bentz przełknął złośliwą odpowiedź. Powietrze przecięła ważka. W jego obecnym stanie http://www.zdrowezeby.com.pl/media/ – Miałem trochę wolnego. – Co, kolejny wydział policji chce się ciebie pozbyć? – Nie chodzi tylko o zdjęcia, Lorraine. Wydaje mi się, że ją widziałem. – O Jezu. – Przycisnęła dłoń do czoła. – To już naprawdę za wiele. I co z tego? Jesteś ciekaw, czy ja także się z nią kontaktowałam? Czy wyskoczyłam z nią na drinka? Zaprosiłam na kolację? Nie odpowiedział. Przekonał się już, że często najlepszym rozwiązaniem jest pozwolić ludziom gadać. Milczenie czasami dawało lepsze efekty niż bezpośrednie pytania. – Tym razem przesadziłeś. To wariactwo. Podeszła do przeszklonej ściany. Na zewnątrz koliber buszował wśród purpurowych kwiatów pnących się po altance. – Wiesz, Rick – zaczęła po chwili. – Odbiło ci. Naprawdę. Wiedziałabym, gdyby Jennifer naprawdę żyła. Odezwałaby się do mnie. Niby gdzie się ukrywała przez tyle lat? Zresztą

ognia unikać człowieka o nazwisku Hayes. – Hayes? – Bentz z trudem oddychał. – Tak. Myślałam, że może też w tym siedzi. Jonas Hayes? Glina na manowcach? O, nie. – Myślisz, że... ? – Montoya wydawał się czytać w jego myślach. Bentz pokręcił głową. – Nie, to nie on. – Ja tylko mówię, co wiem. – Jada wzruszyła ramionami, jakby nic jej to nie obchodziło. Sprawdź wcześniej, czyli nic. Fernando Valdez milczał jak zaklęty. Bentz stał po drugiej stronie weneckiego lustra i niemal rwał sobie włosy z głowy przez całe trzygodzinne przesłuchanie tego chłopaka. Hayes i Martinez zasypywali go pytaniami, sugerowali, że może mieć poważne kłopoty, ale Fernando tylko rozpierał się w krześle i chował za splecionymi ramionami. – Komu pożyczałeś samochód siostry? Srebrnego chevroleta? – pytał Martinez. – Jednej... koleżance. Ze szkoły. – Nazwisko? – Jada. Nie znam jej nazwiska. Bentz od razu pognał do innego pomieszczenia, gdzie, na swoje nieszczęście, zastał tylko Bledsoe, którego poprosił, by wyszukał kobiety o imieniu Jada notowane w policyjnych bazach danych. Tymczasem w pokoju przesłuchań Martinez odgrywała dobrą policjantkę.