- Skoro jutro wyjeżdżasz, a Henry chce pobyć z tobą, to do rana ty się nim zaopiekujesz. Ja potrzebuję się wyspać. Pani Burchett, proszę na słówko - Chwyciła ochmistrzynię

na Łańcuch i nie myślałem, że może się urwać... - Skoro mnie odwiedziłeś, to chodźmy tam, gdzie możemy porozmawiać z dała od tego okropnego kurzu. Badacz Łańcuchów wziął Małego Księcia na ręce, uniósł go i posadził sobie na ramionach. Następnie skierował się ku skalnej ścianie, która - kiedy byli tuż przy niej - rozsunęła się cicho, a kiedy przeszli na drugą stronę równie cicho powróciła na poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było zaskakującym przeciwieństwem tego, co dotąd Mały Książę widział na planecie Badacza Łańcuchów. Byli teraz w ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz Łańcuchów zdjął ze swych ramion Małego Księcia i delikatnie posadził go na prostym, lecz wygodnym fotelu. Sam zaś usiadł na drugim fotelu i ciągle uśmiechając się patrzył przyjaźnie na rozglądającego się ciekawie Małego Księcia. -Pięknie mieszkasz... - powiedział Mały Książę z uznaniem. - Ale samotnie. Kiedyś było tu jeszcze piękniej i nie tak samotnie... - Badacz Łańcuchów nagle posmutniał. - Nie mam już Światła Księżyca... - Światła Księżyca?... - nie zrozumiał Mały Książę. - Tak nazywał się mój kwiat, który bardzo kochałem. To była lilia... Piękna jak światło księżyca... Dlatego tak ją nazwałem. Kiedyś zjawiła się na mojej planecie nie wiadomo skąd. Początkowo sądziłem, że to jakiś chwast i chciałem ją wyrzucić. Ale kiedy spojrzałem wokół i zobaczyłem, że jest ona jedną żywą wówczas zielenią na mojej planecie, pomyślałem sobie, iż w końcu w niczym mi ten chwast nie będzie przeszkadzał. Gdy zobaczyłem, że nie jest chwastem, lecz kwiatem, zacząłem o nią bardzo dbać. Wyrosła na piękny kwiat, piękny jak światło księżyca... Badacz Łańcuchów zamilkł na chwilę. Mały Książę był bardzo ciekaw, co się stało ze Światłem Księżyca i już zamierzało to zapytać, kiedy Badacz Łańcuchów sam podjął swą opowieść: - Pewnego dnia przyszedł do mnie pewien człowiek i poprosił, bym dał mu pracę. Uprzedziłem go, że praca będzie ciężka, lecz się nie zniechęcił. Muszę przyznać, że pracował wyjątkowo uczciwie i nigdy, jeśli chodzi o pracę, nie http://www.stomatologwarszawa.org.pl/media/ z lękiem, że Mały Książę potrafi czytać w jego myślach. Mały Książę tymczasem beztrosko zdjął z szyi swój szalik, starannie go złożył i położył obok siebie. Cały czas trzymał jednak Różę w dłoni. - Skąd wiesz.., że byłem... Poszukiwaczem Szczęścia?... - spytał Pijak takim głosem, jakby wypowiadanie każdego słowa sprawiało mu ogromną trudność. - Nie wiem, po prostu się pytam - odparł Mały Książę, beztrosko wzruszając ramionami i patrząc Pijakowi prosto w oczy. Pijak spuścił wzrok i przez chwilę milczał. - Byłem Poszukiwaczem szczęścia... Na swoje nieszczęście. Byłem głupi, ślepy i głuchy... - w miarę jak Pijak snuł swą opowieść, jego słowa były coraz płynniejsze i coraz mniej chropowate. - Straciłem wszystko przez egoizm, głupotę i chciwość. Zbyt późno zrozumiałem, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby żyć mądrze. Zawiodłem tych, którzy mi ufali. Zamiast pomóc przyjacielowi... Głos Pijaka stał się lekko drżący. - Tak, byłem w krainie Poszukiwaczy Szczęścia i liczyłem, że znajdę tam fortunę, z którą będę potem mógł żyć tak,

z lękiem, że Mały Książę potrafi czytać w jego myślach. Mały Książę tymczasem beztrosko zdjął z szyi swój szalik, starannie go złożył i położył obok siebie. Cały czas trzymał jednak Różę w dłoni. - Skąd wiesz.., że byłem... Poszukiwaczem Szczęścia?... - spytał Pijak takim głosem, jakby wypowiadanie każdego słowa sprawiało mu ogromną trudność. - Nie wiem, po prostu się pytam - odparł Mały Książę, beztrosko wzruszając ramionami i patrząc Pijakowi prosto w oczy. Sprawdź - Poddajesz się, bo się nie wyspałeś? Trudno, ale to nor¬malne, gdy zajmujesz się dzieckiem. Dziś w nocy moja kolej. - No, to możesz go zabrać. - Mark podszedł z tacą do łóżka i postawił ją na nocnym stoliku. Tammy nie mogła oderwać wzroku od jego ciała. Czy on nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie wrażenie robi na niej taki widok? Chyba nie, ponieważ odwrócił się do niej swobodnie i znowu posłał jej zabójczy uśmiech. Musiała zmobilizować wszystkie siły, by nie ulec jego zniewalają¬cemu czarowi. - Nie. - Słucham? - Skoro dzielimy się opieką, to niech to będzie spra¬wiedliwy podział, również ze względu na dobro Henry'ego, który będzie mógł spędzić tyle samo czasu z tobą, co ze mną. Moim zdaniem najlepszy będzie rytm dobowy. Dlatego do kolacji zostanie z tobą, a potem ja się nim zajmę. - Ale... - Ale co? - spytała złowieszczym tonem. - Ile razy po¬wtarzałeś mi, że możesz mu zapewnić najlepszą opiekę i że umiesz się nim zająć? To jest dokładnie to, czego chciałeś. Westchnął ciężko i z desperacją wzburzył włosy dłonią. - Myślałem o oddaniu go pod opiekę pani Burchett... - Jasne, tak jest najłatwiej, Na tym polega rządzenie, prawda? Całą robotę zwala się na innych. - Nic na nikogo nie zwalam! - To zajmij się Henrym, bo przywiązał się do ciebie, a nie do pani Burchett.